Na pytanie to próbuje odpowiedzieć Pani minister nauki i szkolnictwa wyższego, Lena Kolarska-Bobińska. I co proponuję? Ano standardowe urzędnicze rozwiązanie: „przy ministrze nauki i szkolnictwa wyższego zacznie działać konwent dyscyplinarny – rzecznicy od rozpatrywania spraw patologicznych. Dotychczas mieliśmy tylko Zespół Dobrych Praktyk … . Wydaje się jednak, że sam Zespół jest zbyt miękki, nie ma kompetencji decyzyjnych.”
Kiedy to przeczytałem to opadły mi ręce, oczy postawiłem w słup, włos mi się zjeżył, ciarki przeszły po plecach, nóż się otworzył w kieszeni, ogarnęła mnie trzęsawka, wpadłem stan depresyjny, …
Czy powołanie kolejnej komisji cokolwiek zmieni? Pani minister odpowiada, że „Zmieni się. Będzie umocowane ustawowo” (podkreślenie moje). Boże święty, jak głęboka jest wiara w siłę sprawczą zapisów prawnych! Aż chce się napisać do tych polityków: nie twórzcie ustaw, świadczcie samym sobą, świećcie przykładem, jesteście tzw. elitą i wasze dobre, przykładne zachowanie stanie się szybko powszechnym.
A jeśli chodzi o polskie uczelnie, to trzeba być świadomym, że tutaj nic nie zmienią żadne kodeksy etyczne, spisywanie ‘dobrych praktyk’, biurokratyczne wymuszanie jakości kształcenia (nieszczęsne Krajowe Ramy Kwalifikacji; kompetencje, wiedza, umiejętności), pisanie coraz to bardziej szczegółowych sprawozdań, podpisywanie się pod każdym najdrobniejszym dokumentem (ostatnio zmuszony zostałem do podpisania się na liście, kiedy oddawałem protokół do dziekanatu, jako poświadczenie, że faktycznie oddałem protokół (nawiasem mówiąc ten wydrukowany protokół istnieje w formie elektronicznej w systemie komputerowym USOS, ale to za mało bo, zgodnie z przepisami, musi być oddana wersja drukowana) – to jako żywo przypomina dawne PRLowskie zwyczaje wymogu kwitowania podpisem otrzymania kwiatka, niekiedy rajstop, przez kobiety w dniu ich święta).
Do polityków i biurokratów nie dociera to, że znacznie ważniejsze są niepisane zwyczaje. Na polskich uczelniach, ale też na uczelniach w innych krajach, nie będzie lepiej jeśli nie wrócimy do dawnych zwyczajów wzajemnego krytykowania swoich poglądów, rzeczowego, prawdziwego dyskursu naukowego i wzajemnego szanowania przeciwstawnych poglądów. Jakże często zdarza mi się doświadczać złowrogich spojrzeń, kiedy ośmielam się powiedzieć na forum publicznym coś krytycznego o jakiejś pracy, czy o jakimś wystąpieniu (referacie na konferencji), nawet jeżeli jest to krytyka przyjazna, merytoryczna i (według mnie) konstruktywna. Z patologiami na polskich uczelniach, które niekiedy przypominają tzw. ‘żywe skamieniałości’, nie wygramy jeśli nie wrócimy do honorowych zachowań, regulowanych np. dawnymi (często niepisanymi) kodeksami. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że znacznie skuteczniejszą bronią, niż formalne karanie, jest np. ostracyzm, obecny w środowisku naukowym jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Zapomniał Pan napisać o nepotyzmie i tym, że władze wydziałów traktują uczelnię jak swój folwark, a pracowników jak chłopów pańszczyźnianych.
Dotacje na badania, na publikacje, premie, dodatkowe zajęcia rozdzielają z klucza rodzinno-koleżeńskiego. Wywołuje to odpływ z uczelni ludzi zdolnych i ambitnych, którzy są z poza układu, natomiast zostają mierni, ale wierni...