Popularność demokracji nie dziwi. Kto by nie chciał sobie trochę porządzić, podecydować, szczególnie na co wydać cudze pieniądze? Gdyby w jakiejkolwiek firmie zrobić referendum, wynik byłby nieubłagany. Następnie, demokratycznie wybrane władze wprowadziłyby 5000+ i w niecały rok byłoby po firmie. Na szczęście te są prywatne i o władzach decyduje właściciel.
O gospodarce, makroekonomii, podatkach mało kto ma pojęcie. O stanowieniu prawa jeszcze mniej. A na polityce zagranicznej znają się naprawdę nieliczni. Niemniej jednak o losach państwa decydują demokratyczne wybory no i nieszczęście gotowe (więcej o tym tu: http://www.mpolska24.pl/post/10051/fenomen-pozadania-nieszczescia).
Do tej pory demokracja oznaczała podejmowanie decyzji poprzez głosowanie. Protesty, owszem, miały miejsce, ale jako sprzeciw wobec decyzji podejmowanych przez władze. Wszystko sie zmieniło, gdy wybory zaczęli przegrywać sami płomienni zwolennicy demokracji i teraz protestuje się przeciwko (sic!) jej wynikom??? Najwyraźniej ćwierćinteligent nie potrafi zmierzyć się z przesądem i głupotą demokracji nawet gdy ta odpłaca mu odrzuceniem.
To prawdziwy chichot losu, że ostatnimi czasy, po niemal każdych wyborach całe tabuny demokratów i demokratek, a nawet demokractw (sort nijaki), wypełza na ulice, aby wyrazić swoje niezadowolenie z wyników demokratyczych wyborów wlaśnie??? Każdy demokrata, mający jednocześnie odrobinę godności i szacunku do przeciwnie głosujących, powinien nie tylko jej wynik uszanować, ale - zgodnie ze swoim głębokim przekonaniem - wyrazić uznanie i zadowolenie, że na całe szczęście wola większości ponownie wzięła górę i przezwyciężyła uzurpację mniejszości. Czyżby nieubłaganą konsekwencją powszechnej edukacji była zbiorowa schizofrenia?
https://www.facebook.com/KrzysztofSzpanelewskiEuro2014