W ostatnim tygodniu kampanii kilkukrotnie miałem okazję dyskutować z przedstawicielami LPR. Bardzo interesujące doświadczenie. Ze wzruszeniem odnotowałem, jak taki młody człowiek, jak pan Roman Giertych, potrafi uszanować tradycję. Szczery, spontaniczny, antysemityzm pana Giertycha jest wyrazem najwyższego szacunku dla jego dziadka, który w latach 20-tych ubiegłego wieku promował getta ławkowe i proponował wysłanie Żydów na Madagaskar. Subtelność, z jaką spot wyborczy LPR gra na antyżydowskich obsesjach, prezentując rozradowanego premiera Kaczyńskiego w jarmułce, doprawdy robi wrażenie. Wydawało się błędnie, że szczyty prostactwa osiąga w swej kampanii PiS, ale ostatnie osiągnięcia LPR biją Prawo i Sprawiedliwość na głowę. W zestawieniu z przyjaźnią, jaką p. Giertych okazuje talibom – dość zrozumiałą, zważywszy wspólnotę ich spojrzenia na kwestie kobiece – szalenie mnie interesuje, czy Młodzieńcy Wszechpolscy przestali już ćwiczyć okrzyki „Sieg Heil” i przerzucili się na „Allach Akbar”. Niestety, pan Giertych nie zechciał mi odpowiedzieć na to pytanie. Proponowałem też, żeby wysadził się w powietrze w ramach protestu przeciw naszemu udziałowi w wojnie w Iraku, ale okazało się, ze tak głęboko przeciwny tej wojnie pan Giertych nie jest.
W ramach swego nieortodoksyjnego sprzeciwu, ex-wice-Kaczyński doczłapał do prokuratury, żeby złożyć wniosek o ściganie mnie i prezydenta Kwaśniewskiego za nasze zaangażowanie w Iraku, akurat na chwilę przed wyborami – i po czterech latach od naszego tam wejścia. Skądinąd w momencie, w którym dawno już nas tam nie powinno być – a niestety, jesteśmy, i to nie tylko w Iraku, ale także w Afganistanie, dokąd wojska wysłał rząd, w którym pan Giertych był wicepremierem.
Poświęcam tyle miejsca osobie pana Giertycha, bo zdaje mi się być dość typowym reprezentantem dzisiejszej polskiej katoprawicy: grupki nieudaczników, którzy wprawdzie mają dość okropne poglądy, ale na szczęście szczególnie im na nich nie zależy. Kaczyńscy, niestety, grają w innej lidze.